Bartłomiej
Nowosielski

Na otyłość choruję od dziecka. Pamiętam, że pierwsze bolesne sygnały, że moja masa ciała jest wyższa niż rówieśników, zacząłem zauważać w V. klasie podstawówki. Oczywiście jako dziecko nie miałem świadomości, że to choroba. Dostrzegałem natomiast, że np. na lekcji WF-u nie mogę wykonać niektórych ćwiczeń tak szybko i sprawnie, jak inne dzieci. Starałem się mimo to wykonywać je rzetelnie. I tu pamiętam wsparcie ze strony nauczycieli, bo doceniali to, że próbuję, że się nie poddaję i za tę konsekwencję i pracę byłem oceniany.

Schody zaczęły się później. Byłem aktywnym, energicznym nastolatkiem, który lubił ruch. Otyłość wpływała na to, że nie mogłem się cieszyć tą aktywnością w takim zakresie jak chciałem: szybko odczuwałem zmęczenie, zaczęły się bóle kręgosłupa, stawów. To finalnie doprowadziło do operacji kolana, bo forsowałem ciało za wszelką cenę – fundowałem stawom ogromne obciążenia, których nie mogły wytrzymać.

 

Później w wyniku otyłości zdiagnozowano u mnie także bezdech senny, którego efektem było chroniczne przemęczenie, senność w ciągu dnia, padły też podejrzenia cukrzycy (dla mnie ważne, że na szczęście jej nie ma). To właśnie wtedy lekarz powiedział, że jeśli czegoś nie zmienię, po prostu skrócę sobie życie. To mnie mocno wystraszyło, byłem już wtedy mężem i ojcem i wiedziałem, że mam dla kogo żyć. Pod kontrolą specjalistów zacząłem starać się wprowadzać prawidłowe nawyki żywieniowe i dostosowaną do mnie aktywność fizyczną.

 

Przeszedłem także leczenie bariatryczne. Ale operacja to dopiero początek drogi po zdrowie. I chcę podkreślić, że bez dalszej pracy nad odżywianiem i aktywnością, operacja nie jest „złotym rozwiązaniem”. Jestem też wciąż pod stałą kontrolą lekarza endokrynologa, a także specjalisty od leczenia nadciśnienia tętniczego.

 

Zdecydowałem się zostać Ambasadorem 5. edycji kampanii „Porozmawiajmy szczerze o otyłości”,ponieważ przekonuje mnie narracja, jaką buduje wokół choroby otyłościowej – to niezmiernie ważne, by wciąż edukować, że otyłość jest chorobą. Ale ta kampania obala też niesprawiedliwe stereotypy. Podkreśla, że osoby chore na otyłość wbrew krzywdzącym przekonaniom, podejmują wyzwania, są aktywne, sprawcze. Biegają, tańczą, odpoczywają w ruchu. Tak jak ja. To daje radość, satysfakcję, podnosi komfort i jakość codziennego życia. 

 

Może to banalne – ale dla mnie największą motywacją do walki o zdrowie zawsze była, jest i zostanie – rodzina. Najtrudniejsze w mierzeniu się z otyłością jest to, żeby uświadomić sobie, że mamy do czynienia z chorobą. A skoro to choroba, to można zacząć ją leczyć, jak każdą inną. To pierwszy krok do tego, by w swoim życiu coś zmienić.

 

Ważne jest też to, aby pokazywać niezgodę na hejt związany z otyłością. Niestety jesteśmy na co dzień świadkami tego, jak bardzo oddziałuje on na ludzi, zwłaszcza mierzących się z nadmiernym BMI. Wierzę, że im częściej będziemy reagować, tym lepiej dla nas wszystkich, bo będziemy żyć w bardziej przyjaznym, bezpiecznym społeczeństwie.